Ostatnie 12 miesięcy było trudnym okresem dla części polskich przewoźników drogowych. Mała liczba zleceń i spadające ceny za przewozy spowodowały, że nastroje wśród przewoźników zaczęły się dramatycznie pogarszać. Pierwsze skutki tych nastrojów pojawiły się już jesienią 2023 roku, gdy spora grupa przewoźników z Lubelszczyzny i Podkarpacia w ramach spontanicznego protestu zablokowała na kilka miesięcy polsko-ukraińskie drogowe przejścia graniczne.
Protestujący wybrali sobie dość niefortunny termin na rozpoczęcie swojej akcji. Jej początek zbiegł się bowiem z kampanią wyborczą do Sejmu i Senatu, a później z okresem powyborczym, w którym przez dłuższy czas nie mieliśmy rządu posiadającego stabilne poparcie większości sejmowej. Tym samym nie za bardzo wiadomym było, kto jest adresatem postulatów protestujących? Czy ustępujący rząd, czy przejściowy dwutygodniowy gabinet Premiera Morawieckiego, czy też ostatecznie rząd Premiera Tuska powołany przez zwycięską koalicję.
Ten błąd popełniony przez organizatorów protestu spowodował, że rozmowy z administracją rządową rozpoczęły się z dużym opóźnieniem, gdy zaangażowani w protest przewoźnicy byli już zmęczeni prowadzoną przez siebie blokadą i tym samym podświadomie bardziej skłonni do zawarcia jakiegokolwiek porozumienia pozwalającego wyjść im z tzw. twarzą. Na dodatek popełnili oni kolejny błąd nie korzystając z doświadczonych doradców, którzy mogliby ich wesprzeć w prowadzonych negocjacjach.
W efekcie podpisali porozumienie z administracją rządową, które można dosyć swobodnie interpretować. Ogólnikowe zapisy bez konkretnej „mapy drogowej” spowodowały, że po pół roku od dnia zawarcia umowy z Ministrem Infrastruktury nie ma żadnych odczuwalnych efektów, których oczekiwali protestujący przewoźnicy. Z kolei administracja rządowa twierdzi, że wywiązuje się z przyjętych ustaleń. I patrząc obiektywnie na zapisy tej umowy, obie strony są uprawnione do odmiennej oceny podejmowanych działań.
Protesty lubelskich i podkarpackich przewoźników nie były jedynymi. W kilku miejscach w Polsce doszło do manifestacji przewoźników solidaryzujących się z koleżankami i kolegami ze wschodniej części Polski. Te lokalne napięcia zostały jednak dosyć szybko opanowane przez administrację rządową, która zastosowała taktykę niekończących się wielogodzinnych rozmów i spotkań, podczas których wszyscy przedstawiciele krajowych i lokalnych organizacji mogli się dowoli wygadać. Napięcie zostało na pewien czas rozładowane.
Na dodatek niektórzy z urzędników zaczęli – zakładam, że bez złych intencji lub może mimo woli – stosować taktykę divide et impera, podsycając konflikty wewnątrz branży transportu drogowego. Rzucane mimochodem półprawdy i niepełne wyjaśnienia, zaczęły trafiać na podatny grunt wśród niektórych mniej stabilnych emocjonalnie osób. Osób, które do tej pory nigdy nie uczestniczyły w rozmowach z administracją i tym samym były podatne na manipulację.
W konsekwencji część wykreowanych w protestach liderów, zamiast wspólnie działać na rzecz polskiego transportu drogowego, skoncentrowała się na atakach i krytyce innych przedstawicieli branży. I co gorsza niektóre z tych osób z niezrozumiałych przyczyn zaczęły w rozmowach z administracją rządową kwestionować część postulatów przyjętych przez wszystkie polskie organizacje przewoźników współpracujące ze sobą w ramach Forum Transportu Drogowego. Zapominając przy tym, że same się pod tymi postulatami wcześniej podpisały!
Przypomina to sytuację opisaną na satyrycznym rysunku, gdzie spóźnieni na bitwę pod Grunwaldem Krzyżacy nie musieli podejmować walki, gdyż na polu bitwy zastali bijących się między sobą Polaków. I ten dowcip stał się dziś smutną transportową rzeczywistością. Czy to wszystko oznacza, że w obecnym kryzysie branża zostanie pozostawiona sama sobie? Odpowiedź na to pytanie zależy od rozsądku wszystkich osób występujących w jej imieniu.
A ten rozsądek nakazywałby przede wszystkim tłumaczenie opinii publicznej, dlaczego wsparcie branży transportowej w tym trudnym dla niej okresie jest zasadne i leży w społeczno-gospodarczym interesie całego polskiego społeczeństwa. Bez takiego działania wszelkie zewnętrzne akcje utrudniające pracę innych przedsiębiorców lub dojazd zwykłego szarego człowieka do pracy i na wakacje, będą odbierane bardzo negatywnie. A bez akceptacji lub przynajmniej życzliwej neutralności opinii publicznej jesteśmy skazani na porażkę.
Drugim równie ważnym warunkiem powodzenia działań zmierzających do uzyskania wsparcia jest akceptacja warunków gospodarki rynkowej. Czyli gospodarki, w której jest miejsce dla każdego uczciwie działającego przedsiębiorcy, niezależnie od skali i sposobu prowadzonej działalności gospodarczej. Zrozumienie tego faktu może być podstawą do budowania współpracy różnych środowisk, opartej na wspólnych dla wszystkich przewoźników interesach i na unikaniu działań szkodzących jakiemukolwiek segmentowi rynku. Razem możemy bowiem więcej. A osobno nie osiągniemy niczego.
Autor grafiki: Michał Tomaszek
źródło: https://www.facebook.com/share/p/2hYWk8L22zzawzW4/