Z Maciejem Wrońskim, prezesem Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska, rozmawia Janusz Mincewicz
Polscy kierowcy odchodzą do innej pracy. Czy to nie zagrozi pozycji naszego transportu drogowego w Europie, krajowemu transportowi, gospodarce?
– Problem braku kierowców nie dotyczy tylko Polski lub Europy. Według corocznych raportów grupy Man Power, zawód kierowcy należy do grupy ośmiu najbardziej poszukiwanych na rynku pracy na całym świecie. To istotna, a może i najważniejsza bariera nie tylko dla transportu samochodowego, ale także dla rosnącej wciąż wymiany towarowej. Przewozy drogowe w najbliższej przewidywalnej przyszłości nadal będą dominowały, jeśli chodzi o przemieszczanie ładunków na długich, średnich i krótkich dystansach w skali krajowej, międzynarodowej, a nawet kontynentalnej. W intermodalnych przewozach międzykontynentalnych to właśnie do niego należą i należeć nadal będą końcowe odcinki dostaw. Wszędzie wzrasta także rola przewozów drobnicowych, które dzisiaj nie mogą się obejść bez pojazdu. Choć akurat w tym obszarze będzie możliwe w przyszłości zastosowanie dronów, łatwiejszych w implementacji niż budzące obawy społeczne pojazdy autonomiczne.
Brak kierowców nie wpłynie na wzrost płac i cen w transporcie?
– Ponieważ dotyczy w mniejszym lub większym stopniu wszystkich krajów, jego znaczenie dla samego polskiego udziału w europejskim rynku transportu drogowego nie będzie aż tak duże. Nie ma bowiem kto zająć naszego miejsca spośród innych państw Unii. Dla udziału rynkowego większe zagrożenie stanowi unijna legislacja socjalna i działania protekcjonistyczne dużych graczy wspólnotowych. Natomiast brak kierowców odbije się na samych przedsiębiorcach hamując ich rozwój i ewentualną dalszą ekspansję. To oznacza mniejszą podaż usług, o co kłopotać się będą logistycy i nadawcy. A na końcu konsekwencje społecznych i demograficznych procesów poniesie konsument w postaci wyższych cen.
BĘDZIE GORZEJ
W jednej z dużych firm transportowych na wschodzie Polski, aż 80 procent kierowców to Białorusini, Rosjanie i Ukraińcy. Pracodawcy narzekają, że jeszcze nie mają kultury pracy polskich driverów. Czy to zatem właściwy kierunek pozyskiwania pracowników?
– Jest takie stare powiedzenie: jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Bez kierowców zza naszej wschodniej granicy polscy przewoźnicy musieliby ograniczyć wolumen świadczonych usług o około 20 procent. Oczywiście, coraz mniejsze kwalifikacje potencjalnych pracowników wymagają dodatkowego szkolenia prowadzonego wewnątrz firm, a także zmian w procedurach związanych z organizacją pracy i nadzorem. Mniejsze kwalifikacje to także gorsza efektywność pracy przewozowej i zwiększone ryzyko, związane zarówno z bezpieczeństwem jak i z niższą jakością usług. To wszystko kosztuje. Alternatywą dla tych wydatków jest niewywiązywanie się z długoterminowych kontraktów, redukcja taboru, stopniowe wygaszanie prowadzonej działalności gospodarczej. Te negatywne procesy mają miejsce już dziś i dotyczą przede wszystkim małych firm transportowych, które prowadzą nabór pracowników wyłącznie na lokalnym rynku pracy.
Co dalej? Wzrost płac dla kierowców, to jedyne rozwiązanie, by zahamować ich odejście z zawodu?
– W najbliższych latach niedobór kierowców będzie się pogłębiał. Nie ma to związku z wysokością całkiem niezłych zresztą płac. Są firmy transportowe, które osiągnęły stabilność zatrudnienia, a zarobki pracowników nie odbiegają od średniej krajowej w transporcie. Pracownicy odchodzą zazwyczaj z powodu złego traktowania ich przez średnią kadrę zarządzającą i spedytorów.
SZANSA W AUTOMATYZACJI
A jaki wpływ dla kierowcy ma organizacja pracy?
– To również istotny czynnik. Dziś nie zatrzymamy pracownika tylko podwyżką wynagrodzenia. Za to dobry argument stanowi modyfikacja systemu pracy. Np. zamiast gwarancji powrotu do domu po trzech tygodniach, powrót co tydzień, co dwa tygodnie. Zmiana organizacji pracy może być w niektórych firmach wykonujących długodystansowe przewozy bardzo trudna. Za to działania kadry menedżerskiej średniego szczebla, jej kształcenie w zakresie tzw. miękkich umiejętności oraz poprawa wewnętrznej komunikacji w firmie, stanowią działania realne do wdrożenia. Choć ze względu na sytuację demograficzną mniejszy przyrost naturalny, przysłowiowa kołdra będzie cały czas za krótka.
Czy są jakieś powody do optymizmu?
– W dłuższej perspektywie upatruję szansę w automatyzacji procesów produkcyjnych i związanej z tym redukcji zatrudnienia w innych gałęziach polskiej i europejskiej gospodarki. To daje nadzieję, że na rynku pracy pojawią się potencjalni pracownicy, którzy po przekwalifikowaniu będą mogli pracować jako kierowcy. Postęp technologiczny wprawdzie jeszcze długo nie wyeliminuje obecności człowieka w pojeździe, lecz wdrażanie kolejnych stopni autonomizacji może spowodować, że praca stanie się mniej męcząca i bardziej atrakcyjna.