Już niebawem okaże się, gdzie trafią składki ubezpieczeniowe polskich kierowców pracujących w transporcie międzynarodowym i skąd będą otrzymywać świadczenia, gdy zachorują albo przejdą na emeryturę. Przewoźnicy wieszczą koniec polskiego transportu, a w najlepszym wypadku wielki bałagan prawny. Kierowcy liczą na emerytury w euro.

O co dokładnie w tym wszystkim chodzi? O nowe unijne rozporządzenia w sprawie koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego, których można się spodziewać w najbliższych miesiącach, a może nawet tygodniach. Obecnie przedstawiciele Komisji Europejskiej, Rady Unii Europejskiej i Parlamentu Europejskiego za zamkniętymi drzwiami negocjują ostateczny kształt nowych przepisów. Wszystko wskazuje na to, że Unia, w imię „równości” wprowadzi obowiązek opłacania składek za ubezpieczenie społeczne pracownika mobilnego w kraju, w którym świadczy większą część pracy.

To może być rewolucja dla przewoźników. Obecnie polscy kierowcy wykonujący transport międzynarodowy mogą być ubezpieczeni w Polsce ze względu na miejsce zamieszkania. W świetle proponowanych przez PE przepisów polski przewoźnik, zamiast do polskiego ZUS-u, musiałby odprowadzać składki za ubezpieczenie kierowców do jego odpowiednika w innym kraju, np. Niemczech.

Wielki bałagan lub upadek

Nowe przepisy wywołują nad Wisłą niepokoje i kontrowersje. Przewoźnicy dobrze wiedzą, co się święci. Jeżeli unijne przepisy wejdą w życie, to właśnie na nich spadną nowe finansowe obciążenia.

– U nas pełny ZUS (czyli wszystkie składki ubezpieczenia społecznego: zdrowotna, rentowa, emerytalna, chorobowa, wypadkowa i na Fundusz Pracy – przyp. red.), który płacę za pracownika, wynosi ok. 1,3 tys. zł. A na Zachodzie co najmniej dwa razy tyle – mówi Wiesław Krawczyk, właściciel firmy transportowej.

Rzeczywiście, polskie stawki ubezpieczeniowe są jednymi z niższych w Europie. W Niemczech składki ubezpieczenia społecznego stanowią około 40 proc. wynagrodzenia. Wysokie koszty pracy to niejedyne problemy, z którymi będą musieli zmierzyć się przewoźnicy. Maciej Wroński z organizacji Transport i Logistyka Polska, zrzeszającej firmy transportowe, obawia się, że pracodawcy nie poradzą sobie z poprawną interpretacją przepisów i tym samym narażą się na kary.

– Pracodawcy w Polsce poniosą ogromne ryzyko. Nie będą wiedzieli, w którym kraju ubezpieczyć kierowców, którzy np. trzy miesiące jeżdżą w Niemczech, a kolejne trzy we Francji – mówi Wroński. – Wzrosną też koszty związane z wynajęciem kancelarii podatkowych i doradczych, bo kto będzie wiedział, jak zrealizować ubezpieczenia np. w Hiszpanii? A może niemiecki odpowiednik ZUS-u będzie żądał umów o pracę na podstawie niemieckiego prawa? Czarno to widzę. Można spodziewać się wielkiego bałaganu organizacyjno-prawnego. Na pewno w ostatecznym rozrachunku ucierpi biznes i schłodzi się gospodarka.

Europosłanka Danuta Jazłowiecka, która jest członkiem komisji ds. zatrudnienia i spraw socjalnych w PE, potwierdza obawy przedstawicieli przewoźników – Propozycja Parlamentu Europejskiego jest nie tylko niebezpieczna, ale także niemożliwa do wdrożenia w praktyce. Po pierwsze, trudno z wyprzedzeniem ocenić, gdzie taki kierowca będzie wykonywał większość pracy przez najbliższe dwa lata. Po drugie, miejsce ubezpieczenia pracownika może ulegać zmianie co dwa lata, co wprowadza dużą niepewność dla pracownika i jego rodziny – tłumaczy europosłanka.

Problemy w hiszpańskiej przychodni

Wieść o nowych przepisach, które odmienią życie kierowców zawodowych, szybko rozeszła się wśród polskich truckerów. Niektórzy z nich, jak Rafał ze Słupska, kibicują unijnym urzędnikom.

– Dlaczego mamy być gorzej traktowani niż kierowcy w Europie? W końcu się to zmieni. Przewoźnicy liczą sobie za fracht w euro, a nam płacą w złotówkach. Niech płacą na nasze emerytury też w euro. Może to ich czegoś nauczy.

Wiesław, który jeździ głównie między Belgią a Francją, nie wierzy, że przewoźnicy będą płacić składki w euro.

– Będą kombinować. I albo nam obniżą stawki, albo każą rejestrować firmy jednoosobowe. Polak zawsze znajdzie lukę w prawie, która pozwoli mu je obejść.

Maciej Wroński z TLP już studzi oczekiwania kierowców.

– Kierowcy, którzy spodziewają się, że skorzystają na tych przepisach, chyba nie wiedzą, o czym mówią. Co zrobi kierowca, który zachoruje na grypę? Pojedzie do przychodni w Hiszpanii? Już teraz pracownicy delegowani z innych branż mają problemy z wypłatą świadczeń w innych krajach.

Okazuje się, że problemów związanych z odbieraniem świadczeń ubezpieczeniowych może być więcej i mogą dotyczyć także rodzin kierowców.

– Propozycja Parlamentu Europejskiego wprowadza też niepewność, jeśli chodzi o ubezpieczenie zdrowotne dla rodzin, które przecież przebywają w miejscu zamieszkania pracownika – mówi europosłanka Danuta Jazłowiecka. – Niestety, tak nieprzemyślane propozycje pojawiają się często w okresie przedwyborczym, a akurat jesteśmy przed majowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego.

Jak nie kijem, to pałką

Zdaniem Wrońskiego nowe przepisy zlikwidują jedną z pięciu swobód, na których zbudowano UE. Chodzi o swobodę świadczenia usług na jednolitym rynku. Wroński uważa, że w istocie jest to kolejny etap walki z tańszymi przewoźnikami z nowej Unii.

– Niemcy chcą, by ich ładunki woziły tylko firmy niemieckie, a Francuzi – francuskie. Ostatecznie jest to cios w konkurencję z Europy Środkowo-Wschodniej.

Bardziej dyplomatycznie sytuację ocenia europosłanka Danuta Jazłowiecka.

– Nie szłabym aż tak daleko w ocenie rewizji rozporządzeń. Faktem jest, że rozporządzenia o koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego mają wiele wspólnego z ostatnio zrewidowaną dyrektywą o delegowaniu pracowników i jest oczywiste, że interesy poszczególnych państw mają tutaj swoje odzwierciedlenie – tłumaczy europosłanka. – Choć ze względu na zróżnicowane koszty pracy i konkurencję pomiędzy przedsiębiorstwami niektóre kraje dążą do tego, aby pracowników ubezpieczać tam, gdzie wykonują faktycznie większą część aktywności zawodowej. Jest to jednak krótkowzroczne. Pieniądze wpłacone do budżetu danego kraju będą musiały zostać kiedyś z niego wypłacone. I wówczas pojawią się problemy. I dla finansów publicznych, i dla pracownika. Dlatego przestrzegałabym przed taką polityką.

Europejski Trybunał Sprawiedliwości to ostateczność

Kiedy nowe rozporządzenia wejdą w życie? Nie wiadomo. Do końca stycznia odbyło się jedno spotkanie w ramach trilogu, podczas którego nie omawiano szczegółowo kwestii związanych z prawodawstwem właściwym. Kolejne spotkania zaplanowane są w lutym. Jednak już w maju odbędą się nowe wybory do PE.

– Na razie piłka jest w grze – mówi Maciej Wroński, prezes organizacji Transport i Logistyka Polska. – Jednak jesteśmy w czarnej dziurze. Końcowy etap procesu legislacyjnego nie jest transparentny. Negocjacje odbywają się za zamkniętymi drzwiami. Ostateczną treść dyrektywy poznamy, gdy zostanie już opublikowana.

Europosłanka Danuta Jazłowiecka zapewnia, że trzyma rękę na pulsie.

– Jesteśmy w stałym kontakcie i śledzimy negocjacje. Dodatkowo w ostatnim czasie pojawił się szereg inicjatyw ze strony polskich pracodawców, mających na celu zwrócenie uwagi legislatorów na negatywne konsekwencje takich rozwiązań. Takie działania są konieczne. Biorąc powyższe pod uwagę, myślę, że są szanse na to, aby te niekorzystne rozwiązania zablokować. Ale musimy z bliska śledzić proces negocjacyjny i reagować na czas. Nadal ogromną rolę ma do odegrania Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Nasz rząd musi być aktywny w tym temacie i cały czas budować koalicję przeciwko niekorzystnym zmianom.

Jeżeli jednak niekorzystne rozporządzenia zostaną przyjęte przed końcem kadencji PE, to pozostanie jedynie ich zaskarżenie do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.

– Postępowanie jest jednak czasochłonne, a w tym czasie prawo będzie już obowiązywać – tłumaczy europosłanka. – Tym bardziej że w przypadku rozporządzeń istnieje ryzyko, jeśli ustawodawca nie wprowadzi okresu przejściowego, iż nowe zasady zaczną obowiązywać zaraz po publikacji w europejskim dzienniku ustaw, a więc bardzo szybko.

Autor: Mikołaj Radomski

źródło: fleetguru.eu